19 lis 2008

Wziełem Tartara

No i kolega nieświadomie załatwił sobie towarzystwo Tantala, Syzyfa oraz kilku innych, może mniej znanych postaci. I dobrze! Za taki język się należy... A myśli biedaczysko, że zamówił coś do przekąszenia...

Ciekawy dzień. Dzisiaj, po długiej przerwie, widziałem skonsternowanego Bazyla. To stworzenie mogłoby nosić dumne imię Boją Się Nawet Jego Miauknięć, na wzór Tasunkakokipapi - Boją Się Nawet Jego Koni, Indianina z plemienia Oglala Lakota. Imię, które mówi samo za swego właściciela. Nieraz patrzył w spieniony pysk śmierci i odwracał się do niego tyłem. Uciekając jedynie w ostateczności, gdy go zaskoczono. Dziś siedział na podwórku, gdzie jego uszu dobiegał płaczliwy szczek dwóch pekińczyków-histeryków. Jednak nie to okazało się dla niego problematyczne.

KICI, KICI, KICI!!! - wołała sykliwie gimnazjalistka. Było to coś, pomiędzy zaproszeniem przez kata, skazanego na szafot, a czystym i niewinnym pragnieniem pogłaskania po grzbiecie maczetą. Słowa, które winny brzmieć łagodnie i wabiąco, miały w sobie wdzięk szarżującego hipopotama. To była magia w najczystszym wydaniu - im mocniej i pewniej, tym skuteczniej! To były słowa, wypowiedziane w taki sposób, że prawie widziałem, jak zaplatają supeł na szyi Bazyla i ciągną go w kierunku rzucającej zaklęcia postaci..

Na szczęście, stary wyjadacz zerwał się z tego postronka i pobiegł w innym kierunku. Co za ulga!

Tasunkakokipapi. Dla Indian znaczenie jego imienia było oczywiste. Biali, którzy nigdy nie mieli problemów z uczeniem się obcych języków, lecz nie od Obcych, a od swoich, którzy nauczyli się od Obcych, bo nie mieli wyjścia - jak boli, to dobrze jest umieć to wyrazić, prawda?

W każdym razie - biali, którzy wcześniej nie mieli styczności z owym wojownikiem tłumaczyli jego imię, jako Młodzieniec Który Obawia Się Swoich Koni. I zazwyczaj żyli w tym przekonaniu do momentu, gdy ujrzeli jego konie, a co często było ostatnim widokiem w ich życiu...

Brak komentarzy: