26 lis 2008

Kaaczyszwili na krańcu świata


No i stało się.

Strzały na granicy. Naszej granicy, bo przecież blisko strzałów znajdował się nasz prezydent. Kiedy o zajściu usłyszałem po raz pierwszy, odruchowo zacząłem się zastanawiać czy mamy jakiegoś sensownego kandydata na głowę...

Nie, nie, nie! Szybko wybiłem sobie z głowy tę myśl, ponieważ dotarło do mnie, że to musiały być strzały na wiwat! W końcu głowa najpotężniejszego sprzymierzeńca Gruzji łaskawie złożyła wizytę w sercu... Hmm, to przesada...

Wątpliwości rozwiał mój ulubieniec z pasjonującą fryzurą, pan Kamiński, który posiada dar mówienia językami (albo rozumienia ich, a może i to, i to)! Otóż, zarówno on, jak i pan Saakaszwili, który (to zdumiewające!) zna język rosyjski, rozpoznali, że to był język... rosyjski! Niepodważalny dowód na to, że to byli...Rosjanie! Mój podziw wzrósł do rozmiarów pana Kamińskiego, gdy ten wyznał skromnie, iż rozpoznał akcent, który był... rosyjski!

To godna najwyższego uznania umiejętność. Pewnie z tego powodu, Saakaszwili wysiadł uśmiechnięty z samochodu, gdy padły pierwsze strzały. Kamiński też wysiadł i ruszył w kierunku samochodu prezydenta, żeby mu przetłumaczyć słowa Rosjan:

Witamy serdecznie na check poincie! Zaliczysz Lechu jeszcze dwa i zdobędziesz sprawność Przyjaciela Gruzji. Powodzenia w dalszej części rajdu, towarzyszu! (salwa na wiwat)

Pan Kamiński z radością powrócił do samochodu i zadumał się nad tym, jakie zawieruchy dziejowe spowodowały, że w pobliżu granicy z Rosją i sprzyjającymi jej republikami, Gruzini nie mówią ładnie po rosyjsku.

My w Polsce nie mamy takich problemów. Na szczęście...

PS. Poszłem se. Bende za pare dni.

Brak komentarzy: