28 paź 2008

Teraz oni

Może dlatego, że zasypiałem z powodu nieprzespanej nocy i dziwacznej choroby. A może spojrzenie w zmęczone oczęta Stefana Niesiołowskiego w programie Teraz My, wywołało efekt hipnotyczny tak, by na głos M. Kamińskiego dostać odruchu niechęci, żeby nie rzec wymiotnego.

Może nieładnie i niemądrze jest ulegać stereotypom. Co, tam! Z pewnością jest to głupota! A zatem, byłem wczoraj głupcem, gdyż uległem stereotypowi małego zakompleksionego grubaska, który swojej atrakcyjności poszukuje w nadmiernej ekspresji werbalnej. I trzęsie się; i rozbieganym wzrokiem szuka poparcia wśród widowni dla głoszonych przez siebie niewątpliwie światłych tez; i bryluje - we własnym mniemaniu - i w moim, biorąc pod uwagę okulary.

A mnie się podoba najbardziej jego zawadiacka czuprynka. Nawet, jeśli jej nie ma. A może jest, ale ten żel... A może nie żel. Mniejsza z tym.

18 paź 2008

Lublin - Warszawa

Gość przede mną zaznaczył swoje terytorium, kładąc plecak na siedzeniu. Rozpoznał jakąś kobietę siedzącą z przodu, więc podchodzi się przywitać. Pani Doktor, z którą miał zajęcia odwraca się nagle, kiedy jakiś głos nad jej ramieniem mówi:
- Dzień dobry, pani doktor!
- A, dzień dobry! Dokąd pan jedzie?
- Do Warszawy.

No, tak. Wszyscy w busie najwyraźniej odetchnęli, kiedy okazało się, że padła taka odpowiedź, jakiej oczekiwali. Oznacza to, że wsiedli do właściwego pojazdu. Co więcej, prawdopodobnie nie będzie porwania, skoro i tak jedzie do Warszawy.

Myślę jednak, że za tym pytaniem kryło się coś więcej, niż chęć przekonania się pani doktor, czy w porannym roztargnieniu wypatrzyła odpowiedniego przewoźnika. Moim zdaniem, chodziło raczej o sygnał dla natręta:
- Zjeżdżaj gnojku! Nie zadawaj mi pytań bez ostrzeżenia tuż nad ramieniem o 7 rano. Jadę do stolicy się zabawić, więc jestem incognito, nie widziałeś mnie!

Samolot dla prezydenta

Samolot należy mu się, jak psu zupa - Pani Jakubiak (PIS)
I co by tu można powiedzieć? Albo pani Jakubiak nigdy psa nie miała albo współczuję psu. Szczególnie, jeśli miała na myśli pomidorową albo ogórkową.

15 paź 2008

Ęteligęcja kierowcy 11 (12.48, 15.10.2008)


Wyobraźcie sobie sytuację:

Biegnę na autobus. Akurat wychodząc z budynku widzę, że podjeżdża na przystanek. Biegnę przez błoto, ślizgam się, ale nie daję za wygraną. Następna 11 będzie dopiero za pół godziny, więc nie ma szans żebym się spóźnił na tę, którą mam na wyciągnięcie ręki... lub wyciągnięcie się w błocie, jeśli tak dalej pójdzie!

Udało się. Stoję w autobusie a przez tylną szybę widzę, że na przystanek podjeżdża 11. Nie szkodzi. Wsiadłem do 1 ale i tak mam do przejechania tylko jeden przystanek, bo muszę się przesiąść do 10 na Mełgiewskiej.

Ruszamy. Ruszamy. Ruuuszamy z wielkim chrzęstem, zgrzytem, piłowaniem i zdzieraniem silnikowego gardła. Udało się przejechać jakieś 15 metrów, po czym kierowca wyłączył silnik rozkładając bezsilnie ramiona. Pomiędzy zgaszeniem maszyny, rozłożeniem ramion i otwarciem drzwi minęło naprawdę niewiele czasu. Wystarczająco jednak, by kierowca 11 zauważył co się dzieje. Jakby nie było, musiał nas na środku jezdni ominąć. I pojechać trasą, która jest również trasą 1 na tym odcinku.

I w tym problem. Ominął i pojechał a grupa ok. 15 osób, w której znajdowali się ludzie starsi, z wózkami z dziećmi oraz moja skromna osoba, musiała zasuwać na piechotę na następny przystanek. Było mokro, a po drodze nawet śladu chodnika. Jedyny wybór: asfalt albo błotna mamałyga.

Przychodzą mi do głowy przykłady zachowań z jakimi miałem do czynienia w innych częściach świata. A właściwie kontr-zachowań, ponieważ były diametralnie różne od tego, jakim uraczył nas wczoraj kierowca 11. Ale do świata jeszcze nam daleko.

Jeśli chcecie przeżyć niezapomniane chwile z lubelskim MPK odwiedźcie krańce Lublina i czekajcie. Coś was spotka niechybnie. A reszcie, podobnie jak sobie życzę: niech nas broni przed obcą inteligencją MPK Matka Boska Zoknakioska!

Terroryzm o 7 rano

To było mgnienie oka. Wyjrzałem szybko za okno autobusu w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Nie było żadnej. No cóż, pomyślałem, więc jednak. Kobieta stojąca obok mnie zwrócona była w stronę szyby wykonując dyskretnie znak krzyża. Gdyby nie to, w ogóle nie zwróciłbym uwagi, ale teraz przez głowę przelatują mi tysiące myśli. Ciekawe, że o 7 rano zacięte miny pasażerów przywodzą na myśl tylko jedno - terroryści!

Pewnie zaraz wyda okrzyk "Dobry Boże!" albo "Allahu Akbar!" i będzie po wszystkim. Właściwie wygląda mi na taką, co to się mocno zastanawia, jaki jest dźwięk jednej wybuchającej laski dynamitu. Gość za nią, podobnie jak ja patrzy w przerażeniu. Jest taki, jakby trochę odrętwiały. Czy nie powinien, dla dobra nas wszystkich, rzucić się na nią i spróbować przyblokować jej rąk? Może miałby szczęście i nie zdążyłaby wyciągnąć maczety? Swoją drogą, zastanawiam się nad podobieństwem terminów maczeta i meczet...

Potencjalna wyznawczyni Wielkiego Dymiącego Czegoś, chyba jednak sama ma wątpliwości. Może chodzi o to, że o tak barbarzyńskiej porze i na tak zatłoczonych ulicach, nikt by nawet nie dostrzegł jakiegoś tam wybuchającego autobusu.

W tym momencie dostrzegam kobietę siedzącą naprzeciw mnie. Właśnie wyciąga z torebki paczkę zielonych gum Orbit bez cukru. Jej mina jednak, zamiast przywodzić na myśl orzeźwiający smak mięty o poranku, świadczy raczej o sadystycznych skłonnościach żującej. Przymulony wzrok (lub raczej przymullony, żeby rozwiać wątpliwości, o co mi chodzi) wbity beznamiętnie w szybę raczej niż w coś poza nią. Generalnie kobieta sprawia wrażenie, jakby żuła plastik. I wcale nie chodzi mi o coś w rodzaju klocka lego.

Kiedy już przekonałem sam siebie, że mój umysł urządził sobie niewinną wycieczkę w absurd oniryzmu, zdałem sobie sprawę, że kobieta wykonująca wcześniej znak krzyża usiadła obok kobiety żującej plastik. W sposób perfekcyjny pozują wzajemną nieznajomość. Ta od krzyża umiejscowiła się tak, by być plecami zwróconą do swojej towarzyszki! To ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że czas wysiadać.


No i jeszcze to, że gdybym pojechał dalej musiałbym zasuwać z powrotem kilkaset metrów, żeby wsiąść do drugiego autobusu.

13 paź 2008

Księga życia

Jeśli życie jest księgą, czytaj ją, póki możesz. Nie zostawiaj stron na potem, bo potem może nigdy nie nastąpić.
Pete McCarthy, Bar McCarthy'ego

3 paź 2008

Hit na dziś


- Czeeeść! Stary, no mówię ci! - hałaśliwy śmiech - chyba chodziło o to, by każdy w autobusie skupił się na następującym wyznaniu: Nooo, łiskacz... Nie pytaj jaki... 0,7...(rechot)
- Jack Daniels, Johnny Walker... (rechot) Dark Whisky. Whisky to taki bimber, czyli jest dobra! (rechot) - Odniosłem wrażenie, że owa wyliczanka była czymś pomiędzy zgadywanką, co też mogło być pite przez kolegę, tudzież zabiegiem uświadamiającym współpasażerom, że z nie byle znawcami trunków mają do czynienia.
- Nie pytaj jaka! (rechot) 0,7 człowieku! Czekaj, to Nikola (kolega - dopisek mój) dzwoni... No, szto? Zaraz u ciebie budu! To Nikola. No, to cześć!
- Cześć!

Tu historia się zakończyła. Szkoda, z chęcią posłuchałbym dalszego ciągu wywodów tak znamiennych kiperów. Może przypomnieliby sobie jeszcze jakąś markę, którą można by uraczyć współjadących?

Ważne, że to taki bimber. Przynajmniej nie jesteśmy już głąbami i wiemy, co i jak...