26 wrz 2008

Honor Uratowany, czyli ó


Autobus. Miejsce naprzeciw mnie zajmuje jakaś dziewczyna, po drugiej stronie autobusu (tzn. obok nas) siadają jej koleżanka i kolega. Dziewczyna z naprzeciwka pisze sms. Kończy, po czym podaje koleżance telefon z pytaniem, czy dobrze napisała współczesny, że z kreską...

Koleżanka z kolegą w skupieniu odczytują treść wiadomości, próbując najwyraźniej z kontekstu wywnioskować czy użycie w tym miejscu ó jest wystarczająco uzasadnione.

- Nooo... eee... ee..
- Dobrze?
- Eee - widać, że bidulki męczą się niezmiernie. Przez moment przyszło mi do głowy, żeby im powiedzieć, ale obawiałem się, że wybuchnę śmiechem. Wyglądali naprawdę nieporadnie.

- Echee...
- Czyli dobrze? To wysyłam.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Kiedy już było po fakcie, milczący do tej pory kolega rzucił ironicznie do autorki nieszczęsnej wiadomości:
- Ty to bystra jesteś, jak woda w klozecie!

Widać było, że jest dumny... Przynajmniej tutaj miał pewność, że nie popełnił błędu.

11 wrz 2008

Myśl prze-myślana

Antystenes z Aten powiedział ponoć:
"Za obce uważaj wszystko, co złe."

Mam wrażenie, że dziś rada starożytnego filozofa funkcjonuje w nieco innej postaci...

Diogenes z Synopy natomiast uważał, że "większość ludzi jest pozbawiona rozumu, że o różnicy stanowi dla nich jeden palec: jeżeli ktoś idzie z wyciągniętym palcem środkowym, uchodzi za szaleńca, a jeżeli z wyciągniętym palcem wskazującym, za szaleńca nie uchodzi" (Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów).

Ciekawe, prawda? Zatrważające ilu mamy w kraju szaleńców...

1 wrz 2008

Bajka, czyli nie ma mody na pustyni.


Moi drodzy,

Czy słyszeliście kiedyś o pustelniku Hipppopotamusie? Żył sobie w pokoju, nie wadząc nikomu na pustyni (no, na pustyni nie mogło być inaczej, zwłaszcza kiedy się było pustelnikiem z własnym pokojem). Żył tym, co znalazł lub tym, co znalazło jego, ale nie było dość sprytne, by znów go zgubić zanim zauważy, że to coś go znalazło. Hippopotamus był potomkiem wielkiego władcy Kazuara Wielkiego - już z racji imienia nie mógł być małym władcą, zresztą czy słyszał ktoś kiedyś o małych przywódcach...? A może przydomek nadano mu później? Nieważne.

Otóż zdarzyło się pewnego razu, że nasz pustelnik został nawiedzony w swej lepiance pośród wielkiej pustyni przez dwóch egipskich turystów, którzy zrobili sobie krótką przerwę w łupieniu okolicznych państewek i wiosek (okolicznych w dużym przybliżeniu.... bardzo dużym...). Ujrzeli go tak, jak go stworzył bóg, tzn. któryś z bogów, bo z pewnością zarówno pustelnik jak i jego goście mieli na ten temat odmienne opinie. Jedynym przyodziewkiem było coś w rodzaju kasku z piasku, który ze względu na swą niezbyt zwięzłą strukturę musiał być co chwilę zakładany na głowę na nowo.

W każdym razie, gdy go tylko ujrzeli wybuchnęli gromkim śmiechem wytykając palcami! Nie wzburzyło to jednakże krwi Hippopotamusa. Nic nie robiąc sobie z ich niestosownego zachowania odrzekł: Nie ma! Nie ma mody na pustyni! I również wybuchł śmiechem. Język gości i pustelnika zdecydowanie się różnił. Jednak Hippopotamus będąc jeszcze młodym, ciekawym świata pasterzem pociągnął kilku wędrowców za język a uczył się łatwo, Egipcjanie zaś w trakcie zwiedzania innych, zazwyczaj mniejszych państewek, które dziwnym trafem teraz były egipskie, również liznęli kilka dialektów. Nie dziwne zatem, że co nieco zrozumieli ze słów naszego bohatera. Do dziś świat zna efekt owego słynnego nieporozumienia w wyrażeniu: nie ma, nie ma wody na pustyni.

Wracając do opowieści - jakiś, niezbyt długi czas potem owi turyści z Egiptu napotkali na swoim szlaku innych turystów. Przekonali się wtedy, podczas gdy tamci ściągali z nich oraz kilku tysięcy ich towarzyszy wyprawy, co tylko dało się ściągnąć, że jednak moda na pustyni jest dość istotna.

Patrząc na nich można było się uśmiać. Stali oraz leżeli tak, jak ich bogowie stworzyli. Z małym wyjątkiem. Tamci nie zabrali im bamboszy, ze względu na to, że były zupełnie nieprzydatne na pustyni.

Ale skąd niby Egipcjanie mieli o tym wiedzieć...

Drogi czytelniku, jak każda bajka tak i ta posiada swój morał. Zapewne przez twoją głowę galopuje teraz stado zaślinionych baktrianów szukając sensu... A morał może być tylko jeden: Spieszmy się chronić nosorożce - tak szybko odchodzą!