15 paź 2008

Ęteligęcja kierowcy 11 (12.48, 15.10.2008)


Wyobraźcie sobie sytuację:

Biegnę na autobus. Akurat wychodząc z budynku widzę, że podjeżdża na przystanek. Biegnę przez błoto, ślizgam się, ale nie daję za wygraną. Następna 11 będzie dopiero za pół godziny, więc nie ma szans żebym się spóźnił na tę, którą mam na wyciągnięcie ręki... lub wyciągnięcie się w błocie, jeśli tak dalej pójdzie!

Udało się. Stoję w autobusie a przez tylną szybę widzę, że na przystanek podjeżdża 11. Nie szkodzi. Wsiadłem do 1 ale i tak mam do przejechania tylko jeden przystanek, bo muszę się przesiąść do 10 na Mełgiewskiej.

Ruszamy. Ruszamy. Ruuuszamy z wielkim chrzęstem, zgrzytem, piłowaniem i zdzieraniem silnikowego gardła. Udało się przejechać jakieś 15 metrów, po czym kierowca wyłączył silnik rozkładając bezsilnie ramiona. Pomiędzy zgaszeniem maszyny, rozłożeniem ramion i otwarciem drzwi minęło naprawdę niewiele czasu. Wystarczająco jednak, by kierowca 11 zauważył co się dzieje. Jakby nie było, musiał nas na środku jezdni ominąć. I pojechać trasą, która jest również trasą 1 na tym odcinku.

I w tym problem. Ominął i pojechał a grupa ok. 15 osób, w której znajdowali się ludzie starsi, z wózkami z dziećmi oraz moja skromna osoba, musiała zasuwać na piechotę na następny przystanek. Było mokro, a po drodze nawet śladu chodnika. Jedyny wybór: asfalt albo błotna mamałyga.

Przychodzą mi do głowy przykłady zachowań z jakimi miałem do czynienia w innych częściach świata. A właściwie kontr-zachowań, ponieważ były diametralnie różne od tego, jakim uraczył nas wczoraj kierowca 11. Ale do świata jeszcze nam daleko.

Jeśli chcecie przeżyć niezapomniane chwile z lubelskim MPK odwiedźcie krańce Lublina i czekajcie. Coś was spotka niechybnie. A reszcie, podobnie jak sobie życzę: niech nas broni przed obcą inteligencją MPK Matka Boska Zoknakioska!

Brak komentarzy: