25 mar 2010

Badania terenowe

Tak się tylko zastanawiam... Podchodzi potencjalny klient, w każdym razie ktoś, kto zdaje się być zainteresowany książkami, do stołu z lekturami z zakresu filozofii. Ach, podchodzą dwie osoby (to częsta sytuacja). Rozmawiają. Potencjalny klient podnosi książkę, nie przestając rozmawiać wertuje w stylu "wachlarzowym" - coś w rodzaju maszynki do liczenia pieniędzy. Nie odrywając wzroku od swojego rozmówcy odkłada książkę na miejsce.

Inny przykład - podnosi, otwiera, zamyka, odkłada.
Kolejny - podnosi (tytuł i nazwisko autora zazwyczaj znajduje się na grzbiecie książki), rzuca okiem na okładkę i odkłada.
I jeszcze - Podnosi, otwiera, rzuca okiem na przypadkową stronę, odkłada.

To dość ciekawe i powszechnie występujące zjawisko. Nie wiem czy ktoś zagłębiał się w nie na tyle, by doszukiwać się jakichś prawideł. Otóż ja, wasz niestrudzony zgłębiciel, zgłębiałem tajne mechanizmy rządzące owym zachowaniem.

1. Technika wachlarza: testuje płynność języka oraz lotność myśli autora.
2. Technika wyciągnij-upuść: pozwala ocenić ciężar gatunkowy danej lektury.
3. Technika rzutu okiem na okładkę: cóż, jeśli jest ładna, to autor coś próbuje zamaskować; jeśli brzydka, to autor nie szanuje odbiorcy i używa zbyt skomplikowanej terminologii, którą z reguły rozumie on, jego promotor i Bóg (a rodzina udaje).
4. Technika rzutu okiem na stronę: Boże, spraw, by nie było to nic ciekawego, to oszczędzę trochę grosza na... (w miejsce kropek wstaw, na co oszczędzisz)

To tyle na tę chwilę.
Badania trwają. Muszę podbudować to, jakimiś zgrabnymi teoriami psychologicznymi. Miałem nawet jakąś na oku... Przez krótką chwilę, ale nie pamiętam tytułu, strony, ani autora. Jutro rzucę okiem... Może trafię.

5 komentarzy:

lelevina pisze...

dlatego polubiłam ebooki ;)

Paweł Fortuna pisze...

A tak?

Zamiera w bezruchu, rumieniec oblewa jego twarz, bierze książkę drżącymi dłońmi i mdleje.

Tomek "szamanick" Torój pisze...

No tak to się jeszcze nie zdarzyło. Nawet przy (tutaj przytaczam tytuł:) Wielkiej Księdze Cipek (wyd. Czarna Owca, dawniej Santorski) :)

Ani nawet przy "Teorii semiotyki" Umberto Eco...

Co za czasy... Gdzie ci Chłopi! :D

marcinsen pisze...

He, he, fajne, ale ja popatrzyłbym z większą wyrozumiałości;) Kto może sobie pozwolić na książkę? Trzeba się zmagać o przetrwanie. Po walce wewnętrznej ktoś wchodzi do księgarni. Najpierw nawet nie myśli o ksisążce, którą kupi. Delektuje się byciem wśród książek. Pociąga nosem, wyciąga z półki książkę, ogląda okładkę, przesuwa palcami po stronach, zerknie do środka, delektując się wrażeniem, że obcuje z ludzką myślą. Wreszcie, po godzinie, znajdzie tą najlepszą, wymarzoną (w zakresie dostępnej ceny) i kupi ją, ale z bólem serca, bo w sumie kupiłby o wiele więcej. Co myślisz?

Tomek "szamanick" Torój pisze...

Jako żywo moja sytuacja! :) Zazwyczaj z rozdartym sercem wybieram tę jedną jedyną, bo na resztę nie mogę sobie pozwolić. Właśnie w chwili obecnej przeżywam takie rozdarcie ;)

Co do moich obserwacji doszedłem do wniosku, że tu chodzi o styl/strategię zdobywania wiedzy:
wzrokowcy - oglądają okładkę, grzbiet
słuchowcy - furkoczą kartkami (nie muszą widzieć co w środku)
czuciowcy - wyciągają i przekładają w dłoniach

Jeszcze pozostaje kwestia, jaki ma to wpływ na ich percepcję treści :)