19 sie 2009

Short western story

Nad prerią właśnie krwawo zachodziło słońce. Kaktusy majestatycznie kiwały się na wietrze, który o tej porze dnia przynosił orzeźwiający chłód znad rzeki River. W kierunku niewielkiej mieściny, noszącej dumne miano Proud City (z zupełnie niewiadomego powodu noszącej takie miano) zbliżał się niespiesznie, niezobowiązującym cwałem jeździec z Nikąd - innej dumnej mieściny o nieco dwuznacznej nazwie.

Rżenie jego mustanga niosło się radośnie po rżysku, ponieważ właśnie przejeżdżał przez pole na którym gdzieniegdzie pasły się majestatyczne bizony... "Żniwa" pomyślał, a jeździec, zdało się, zrozumiał.

Gdybyśmy podeszli bliżej do owego jeźdźca, dostrzeglibyśmy dziarskie spojrzenie jego bystrych oczu oraz ślad po kuli pomiędzy nimi. Być może, nie zauważylibyśmy tego śladu dosłownie sekundę wcześniej, tuż przed tym, zanim z lekceważeniem ominął tabliczkę z napisem TEREN PRYWATNY!!! i stojącą tuż za nią, drugą, dużo mniejszą... naprawdę malutką głoszącą: UWAGA! ZŁY REWOLWEROWIEC!

Słońce, jak co dzień, z lekceważeniem sobie zaszło.

THE END

Brak komentarzy: