26 mar 2011

Incognito vs. Cognoscere Ignoscere

Zauważyłem pewną ciekawą tendencję. Bolączką Internetu była do niedawna "anonimowa złośliwość". Dziś szczyty popularności biją, z siłą równą biciu piany, złośliwcy pod włąsnymi nazwiskami! Można by określić ich roboczo mianem...hmmm...polityków! Ostatnio pewien pan, którego każda szanująca się gospodyni domowa w lot kojarzy z kuchennym środkiem czystości, wylał wiadro pomyj na głowę burej suki. Straszna kicha.

Dziś niemal wszyscy idą dalej tą drogą! Oby zaszli nią daleko... Daleko... Daaaleeekoooo... Wtedy Internet znów dostanie się pod panowanie anonimowych nic-nie-mówiących-obgadywaczy.

A ci normalni i realni, z koszykami pełnymi jaj i innych dóbr ze sklepów nie dla biedoty wrócą na zielone pastwiska. Jak powiadali starzy Indianie: jeden celebryta wiosny nie czyni (a Stwórca?!), wobec tego tam gdzie dwóch, albo trzech (a było ich trzech), tam też musi interweniować policja z narażeniem palca kolegi.

Uff, prorokowanie to nie taka łatwa sprawa. W gruncie rzeczy, to ciężki kawałek chleba. Gdybym jednakże miał tylu szerpów, ilu ma pewien Jaro podczas robienia codziennych zakupów, to miałby mi kto ten chlebek dźwigać.

Jak śpiewała stara skautka Debbie Tells, zanim przeszła mutację:
Ech życie, jak rzycie
Rozmaicie się plecie...

Brak komentarzy: